Pracowaliśmy fizycznie of 4-tej to 8-ej rano, bo potem za bardzo grzało słońce. Potem można było pracować tylko w cieniu i kilka godzin późnym popołudniem.
Antenor jednym z moich robotników rolnych, który czasem mieszkał jako stróż w mojej komórce ulokowanej na 7-miu hektarach koło wioski Santo Thomas, odległej kilka kilometrów of miasta Iquitos. Kupiłem ten kawałek ziemi, aby wyjeżdżać tam z miasta na weekendy i prowadziłem tam wiele eksperymentów z uprawą warzyw i owoców.
Z warzyw europejskich najlepiej rosy długie zielone ogórki, ale lokalna społeczność nie był la do nich przyzwyczajona. Dobrze rosło tez kilka gatunków ostrych pieprzy. Najlepiej rosły drzewa papaja, kaimito, pomarańcze i banany. Dzikie cytryny toronha zbierałem workami. Krzewy kassawy dawały dobre plony. Miałem też kilka krzewów wybornej kawy. W tropiku wszystko rosło bardzo dobrze, kiedy się podlewało i nawoziło krowieńcem. Po dwóch latach pracy miałem rentowne gospodarstwo warzywno-owocowe, które zaopatrywało w swoje plony moją restaurację w Iquitos „Gran Maloca”.
Miałem tam też kurnik i dwadzieścia kur, które umilały otoczenie. Kiedy wszystkie znikły pewnego dnia, Antenor powiedział, że wszystkie zdechły na zarazę. Ale nie pamiętał, gdzie je zakopał. Nie zrobiłem mu z tego powodu awantury, ale nie było już nigdy więcej kur na posesji.
Antenor pewnego dnia przyszedł do mnie zakłopotany i zapytał, czy mogę zawieźć jego żonę do szpitala w Iquitos, aby tam urodziła dziecko. Musieliśmy przenieść jego ciężarną żonę w prześcieradle przez kładkę nad rowem i ulokować ja w kabinie mojej furgonetki Toyota. Była ciężka i nieporęczna. Bałem się że urodzi dziecko w kabinie samochodu na wyboistej drodze do miasta. Ale dojechaliśmy na czas i kila godzin później urodziła syna. Byłem jego chrzestnym ojcem i dokąd chodził do szkoły to opłacałem jego koszty szkoły i utrzymania.
Kiedy wróciłem do Kanady pewnego dnia miałem zebranie z dyrektorami firmy General Motors w sali konferencyjnej mojej firmy komputerowej i wezwała mnie moja sekretarka, że miałem pilny telefon z Peru. Przez radio VHF dzwonił z mojej posesji w Santo Thomas Antenor. Krowa przeszła ogrodzenie, niszczyła plony i Antenor strzelił do niej z dubeltówki. Krowa padła na ziemię po jednym strzale. Odpowiedziałem, żeby krowę poćwiartował dla mojej restauracji „Gran Maloka” i z uzyskanych pieniędzy opłacił jej właściciela. Za pól godziny drugi telefon. Speszony Antenor mówił mi, że krowa ożyła i wróciła na posesję sąsiada. W nabojach do dubeltówki wymieniłem ołów na sól, aby Antenor nikogo nie zabił. Krowa tylko zemdlała ze strachu i uderzenia grudkami soli.
Pracowaliśmy fizycznie of 4-teej to 8-ej rano, bo potem za bardzo grzało słońce. Potem można było pracować tylko w cieniu i kilka godzin późnym popołudniem.
Zawsze, kiedy wracałem do Iquitos to odwiedzałem rodzinę Antenora. Zmarł on młodo w wieku 52 lat. Syn, którego byłem chrzestnym ojcem zmarł w wieku 25 lat. Teraz koresponduję z jego młodszym bratem przez Internet i czasem dla niego i jego matki przez Western Union przesyłam pieniądze. 2020 roku rodzina Antenora przeniosła się do La Punta Negra, przy oceanie Pacyfiku 50 km od Limy, bo w wiosce Santo Thomas było tak biednie, że nie mieli co jeść.
Mile wspominam czas na mojej posesji koło Santo Thomas. Wokół mnie była tropikalna dżungla rankiem pokryta mgłą. Wieczorem przed zachodem słońca ptaki najgłośniej się odzywały, jakby swoim jazgotem żegnały zachodzące słońce. Po inwazji w 2005 roku setki Indian mają szałasy i komórki na 7-miu hektarach mojej posesji.
W obrobieniu 7 hektarów?- bo... to generalnie betka;
czy problem jest z Indianami?
A co to za Plemię?
/ bo może się "dogadam" ?// a jeśli tak to co?/
Pozdrawiam.
Wreszcie ktoś porządny na tym morzu badziewia.
Tylko niech Szanownemu do głowy nie przyjdzie aby się do PSL zapisać. Tam chłopi mają przechlapane.
Udało się te parę arów przechować przez zabory jako Polską ziemię, kawałek górki. Nie wiem, na ile miało to związek z wiarą, a na ile ze słabością okupanta, "górka" była Naszą Górką. To nic, że dzisiejszy jutub w ogóle tego nie wspomina. lub nawet zaprzecza. Krakowianie zrobili wszystko, aby przynajmniej ten "kawałek ziemi" był Polski!
Czy ktoś tę historię jeszcze pamięta?
barwna i piekna ..historie do opowoedzenia OJCU naszemu wspolnemu.
Howkh...... Irman z Polonisza
-------------
Czyli ci tubylcy nie są na swoim - ciekawe czy z tego tytułu odczuwają jakiś dyskomfort?
Wniosek?
Swoja drogą - co z nich wyrośnie - bo w końcu mieszkają na eksperymentalnej farmie hodowlanej.
A gdzie pasieka? Czy w Peru też Pan ja miał?
Serdecznie pozdrawiam